Designed by Freepik

czwartek, 31 stycznia 2013

2. O torebce za 600 funtów i Borysie Szycu.

Jest takie miejsce, które jednocześnie kocham i nienawidzę. Miejsce, którego często mam dosyć, ale po kilku dniach za nim tęsknię. To miejsce to moja praca. Cała ta biurowa otoczka schodzi na dalszy plan,kiedy siedzę w pokoju wraz z moimi współpracownikami. A o nich jest co opowiadać... Podobno każdego człowieka można opisać jednym słowem, ale u nas musiałaby to być cała książka. Wielowymiarowe charaktery, naładowane energią osobowości. I tak o to znajdziemy tam włoską rodzinę, Michaela Jacksona, siłacza atletę, emo chłopca, Bunię gospodynię, szparkę sekretarkę, mamę J., miłośniczkę wszystkiego co włochate i czworonożne, gwiazdę rocka, kucharza amatora, syrenę-delfina znawców kina, znawców wina, znawców whisky, znawców mody, niespotykanych kopalni wiedzy o celebrytach, a także cały chórek. To wszystko to 4 osoby, które mnie otaczają, a czasem mam wrażenie, 

że na 30m2 jest ich conajmniej 100. Łeb pęka do reszty, ale brzuch od śmiechu także, kiedy 1,5 godziny włoska rodzina kłóci się o zasadność zakupu torebki za 600 funtów lub kiedy chórek namiętnie naśladuje radiowe głosy na wysokich tonach, albo gdy co chwila słyszę dwa męskie głosy mówiące razem "Borys Szyc!", nie wspominając o często przewijającym się wierszyku "z łapy do papy" lub wysadzających bębenki w uszach piskach syreny-delfina. Zwijam się ze śmiechu na biurku kiedy Michael Jackson energicznie tańczy na swoim krześle, chowając się za monitorem lub kiedy po raz kolejny ktoś przeinacza zasłyszane przez siebie zdanie ("dziś leci Wróg u bram" ---> "coo?? Gruby i down???").Po spędzaniu ze sobą tyle czasu mogłoby się zdawać, że wieje u nas nudą, jednak kolejny dzień zawsze przynosi nowy, śmieszny scenariusz.

środa, 30 stycznia 2013

1.



Myśli. Setki. Tysiące. Miliony. Co robicie z natłokiem myśli kotłujących się głowie. Są te ciche i te głośne. Te wstydliwe i te odważne. Czy każda wychodzi na światło dzienne? Czy nie utyka Wam w gardle? Czy nie dusi klatki piersiowej podczas nocnej ciszy? Dla mnie nastał moment kiedy mój dysk twardy w głowie został zapchany do ostatniego zakamarka, nie przyjmuje już żadnej nowej informacji, refleksji, czy zagwozdki. Nastał moment kiedy mam ochotę wyjść na ulicę i krzyczeć, aby pozbyć się tych gigabajtów głupot. I mimo że moi współpracownicy często słyszą z moich ust „zaraz stąd wybiegnę na ulicę i rzucę się pod nadjeżdżającego TIRa” to ze zwykłego tchórzostwa tego nie zrobię, ale za to z potrzeby chwili i opróżnienia głowy z bajzlu powstało to miejsce.  Miejsce trampolina- odskocznia od tych wszystkich rzeczy, które przygnębiają i ciągną nas do dołu, a także na wyrzucenie z siebie wszystkich żali dotyczących otaczającego mnie świata (w tylko mi znany zabawny sposób, a raczej innych, bo to co mnie wkurza, śmieszy innych). Zapalnikiem tego procederu był K. i choć doradzał, abym nie szczędziła przekleństw, od których na co dzień nie stronię, to dla pozoru piszę elegancko i składnie, bo to w końcu pierwszy wpis i nie chcę wyjść na buraka. Tak czy inaczej let the game begin.